Od początku stworzenia świata do historii przeszło już wiele dni. W podręcznikach ważne daty zaznaczone są wytłuszczoną czcionką, a nauczyciele bezwzględnie wymagają ich znajomości. I tak przez kilkanaście lat edukacji, w kółko powtarzamy i staramy się zapamiętać ciągle te same daty.
Trzeba jednak zaznaczyć, że nie zawsze z pozytywnym skutkiem ;). Jednak nie należy się tym przejmować. Przecież o wiele ważniejsza jest historia, którą piszemy my. W życiu każdego z nas zdarzają się dni, o których nikt nie napisze w podręczniku, ani w książkach i gazetach. Jednak w naszej pamięci pozostaną one na zawsze. Dla mnie i dla trójki moich przyjaciół takim dniem był 6 czerwca 2015 roku. Jako uczniowie pierwszej klasy Technik Nawigator Zespołu Szkół Morskich, dzięki uprzejmości JKMW Kotwica w Świnoujściu oraz pomocy ze strony naszej szkoły, mogliśmy wziąć udział w Rejsie Jubileuszowym na Bornholm. Była to nasza pierwsza tak poważna morska wyprawa.
Przygotowania do rejsu rozpoczęły się już kilka tygodni wcześniej. Najpierw poznaliśmy załogę. P. Jan Walczak, P. Marcin Karpiński oraz P. Andrzej Piotrowski już na samym początku zdobyli nasze zaufanie i szczerą sympatię. Pod czujnym okiem właśnie tych doświadczonych żeglarzy rozpoczęła się nasza wielka przygoda. Panowie przeprowadzili z nami zajęcia nie tylko teoretyczne, ale również praktyczne. Nasze serca zabiły mocniej, gdy pierwszy raz, z podniesionym czołem i uśmiechem na twarzy, weszliśmy na pokład jachtu, który miał zabrać nas w niezwykłą podróż. Można powiedzieć, że ,,Bosmat” uwiódł nas od momentu postawienia na jego pokładzie pierwszego kroku. Po omówieniu budowy jachtu, rozpoczęła się walka o koje! Jeszcze wtedy wraz z koleżanką nie zdawałyśmy sobie sprawy, jaki wielki błąd popełniamy, wybierając miejsce na dziobie. Dobra rada: ,,Podczas pierwszego rejsu unikamy koi znajdujących się na dziobie”. Wytłumaczę to w dalszej części.
Zaczęło się! 6 czerwca z bagażami stawiliśmy się w JKMW Kotwica. Rodzice oddali nas w ręce P. kpt. Jana Walczaka. Rejs rozpoczął się spokojnie. Przepłynęliśmy do Basenu Północnego, gdzie odbywały się uroczystości związane ze chrztem nowego jachtu ,,Świnoujście”. Tam też zjedliśmy nasz pierwszy, wspólny dla całej załogi posiłek. Pierwszy raz w życiu gotowałam ziemniaki w tak nietypowych warunkach, ale z pewnością były one najsmaczniejsze! Podzieliliśmy się na wachty, umyliśmy naczynia, zagotowaliśmy wodę na herbatę. Podjęto decyzję, że wypłyniemy dopiero następnego dnia, więc czasu na rozmowy w mesie mieliśmy bardzo wiele.
Wyznaczyliśmy nasz kurs, wysłuchaliśmy pogody, założyliśmy długość drogi. Przez pierwsze kilka godzin morze było dla nas naprawdę łaskawe. Udało nam się nawet przygotować kolację. Niewielkie problemy rozpoczęły się tuż po niej. Położenie się na dziobie z pełnym żołądkiem nie było rozsądnym posunięciem. Neptun wybujał załogę, jej część złożyła mu daninę. Choroba morska odchodzi jednak szybko w niepamięć, gdy podczas wachty stajesz za sterem, uzupełniasz dziennik jachtowy, pilnujesz kompasu. Na szczęście, w dalszym etapie rejsu, wszystkie tak smaczne, przygotowywane przez panów Marcinów posiłki, po zjedzeniu pozostawały na miejscu ;)
7 czerwca dopłynęliśmy do zachodniego wybrzeża wyspy. Port w Hasle przywitał nas pięknym słońcem i ciszą. Po pierwszej nocy na morzu taki spokój był nam potrzebny. Wyruszyliśmy na pierwszy spacer. W oczy rzuciła nam się piękna wędzarnia, której białe kominy stanowią znak rozpoznawczy wyspy.Udało nam się nawet podbudować nasze tkanki mięśniowe na odkrytej przez nas siłowni pod chmurką. Pierwszy dzień na wyspie naładował nas jeszcze większą ilością pozytywnej energii.
Kolejne dni to kolejne porty. Najmilej wspominam Hammer Havn. Zapewnia on z pewnością jedne z najpiękniejszych widoków na całej wyspie. Dawny port przeładunkowy granitu spełnił nasze oczekiwania w pełni. Zakochaliśmy się zarówno w jego przyrodzie, jak i historii. Zobaczyliśmy ruiny zamku dumnie stojące na wzgórzu, targane wiatrami i morską bryzą. Hammersuss-największy tego typu obiekt w Europie Północnej-był pierwszą atrakcją tego dnia. Czekał na nas jeszcze przepiękny kamieniołom oraz latarnia. Wieczorem bolały nas stopy, ale nikt głośno nie narzekał, bo dla takich widoków było warto!
Będąc na Bornholmie, grzechem byłoby nie odwiedzić dwie, niewielkie, położone niedaleko wysepki: Christianso i Frederikso. Mieszka na nich ok. 100 mieszkańców, przeważnie rybacy i artyści. Nic dziwnego. Jest to istny raj dla miłośników sztuki i pięknych widoków. Lokalna przyroda wysp wprawiła nas w zachwyt. Co ciekawe, istnieje tam zakaz używania samochodów, budowania nowych domów, a także hodowania kotów i psów w obawie przed zanieczyszczeniem wody pitnej.
Tejn okazało się miasteczkiem rybaków. Nasza załoga również podjęła próbę złowienia sobie kolacji. Niestety… Bezskutecznie. Udało nam się za to obejrzeć wiele domów modlitewnych i kościołów, których prostota oznaczała piękno.
Ostatni port-Nexo. Bardzo trudno było nam pożegnać się z Bornholmem, tym bardziej, że atrakcja zorganizowana tego dnia, była naprawdę niesamowita. Z resztą jak cała wyspa. NaturBornholm to multimedialne centrum przyrodnicze i edukacyjne, gdzie przeżyliśmy trzęsienie ziemi, podróż w czasie, stanęliśmy oko w oko z dinozaurem, a nawet wytworzyliśmy prąd. Dzięki Pani Hani-polskiej przewodniczki-mieliśmy okazję zobaczyć słynną granicę geologiczną. Jedną nogą stanąć na prekambryjskim gnejsie, a drugą na kambryjskim piaskowcu! Cóż za zderzenie dwóch geologicznych światów.
Wszystko się kiedyś kończy. Nasza przygoda z wyspą Bornholm musiała zakończyć się 12 czerwca 2015 roku. Po grillu zorganizowanym dla wszystkich uczestników rejsu, przygotowani na chłodną noc, wyruszyliśmy do domu. Tej nocy morze było piękniejsze niż zwykle. Takie spokojne, delikatne. Nocna wachta była w tym wypadku czystą przyjemnością. Do Świnoujścia zawitaliśmy następnego dnia o godz. 15.15.
Przebyliśmy 232 Mm. Nauczyliśmy się wielu nowych rzeczy. Od zapalania kuchenki gazowej, do składania żagli, prowadzenia dziennika jachtowego, sterowania, cumowania, klarowania, pracy na mapie. Naszym opiekunom jesteśmy niezwykle wdzięczni za każdą złotą radę oraz przekazane wiadomości. Przede wszystkim chcielibyśmy podziękować za niezwykłą atmosferę, jaką stworzyli, za to, że czuliśmy się bezpiecznie i nigdy nam się nie nudziło. Będziemy miło wspominać wszystkie rozmowy przy herbacie i wspólne wycieczki. Wróciliśmy do domu z jeszcze większym zapasem pozytywnej energii. Mamy nadzieję, że już niedługo zabierzecie nas w kolejny rejs! Wyspę Bornholm polecamy każdemu, kto szuka spokoju, prostoty i kocha przyrodę. Magiczne miejsce…
Patrycja Rymarkiewicz
Klasa 1TN ZSM Świnoujście
(autorka zajęła drugie miejsce w etapie wojewódzkim
konkursu Ministerstwa Edukacji Narodowej „Szkoła Zawodowa -mój wybór”
w kategorii „Praca pisemna”)