No i co ?
Szczyt – szczyt – i po szczycie :D
Przyjechali i pojechali.
A że byli w Polsce – więc zgodnie z wielowiekową polską tradycją – gościa bez wałówki na podróż wypuścić nie wypada :D
I tak – każdy dostał trzy bułki kajzerki, z liściem sałaty, plasterkiem sera i wędliny (jak wegetarianin, to se te wędlinę zdejmie), dwa jajka, dwa pomidory, rumiane jabłuszko, sok (ten większy) jabłkowo-miętowy z Tymbarku i tabliczkę mlecznej, wedlowskiej czekolady. No i na kawałku papieru, gustownie zabezpieczonym gumką recepturką, trochę soli, bo jak zjeść jajka czy pomidory bez soli ?
Dostali też paczkę chusteczek higienicznych, bo wiadomo, że w podróży można się ufajdać, szczególnie jedząc pomidora.
Wszystko zapakowane w reklamówkę jednej z sieci handlowych, co się w niej zaopatruje cała Polska. Chłopaki, jak po domach chodzili, sprawdzając stan bezpieczeństwa, to od ludzi pozbierali. W każdym domu były :D
Tylko z premierem Kanady był niejaki kłopot, bo kolo przyleciał razem ze swoim synem. Ale pani Zosia, co to piętro w MON sprząta powiedziała, żeby mu dołożyć jeszcze ze dwa Prince-Polo i jakąś kinder – niespodziankę, to będzie miał zajęcie do samej Ottawy. A jak tyle słodkiego zje – to problemu nie ma. W Kanadzie stomatologia na wysokim poziomie stoi, to mu te zęby naprawią.
Niektórzy to właściwie wałówki nie powinni dostać, bo blisko mają. Na przykład do Berlina, Pragi, Bratysławy czy Kijowa – to na rowerze można dojechać. Ale – co tam ! Gość w dom – Bóg w dom, jak to mówią :D
I tym to sposobem – zakończyli my ten cały szczyt :D
Ament.