W niedzielę, 7 stycznia, weszły w życie przepisy mające chronić zmienione mocą ustawy dekomunizacyjnej nazwy ulic. Teraz samorządom będzie dużo trudniej przywrócić ich stare nazwy, bo będą musieli zgodzić się na to IPN i wojewoda.
To o tyle ważne, że w niektórych miastach władze samorządowe nie chciały zgodzić się na zmianę nazw niektórych ulic, które miały być przemianowane mocą ustawy dekomunizacyjnej. Te władze, po wymuszeniu zmiany nazw ulic przez wojewodę, próbowały przywracać – uchwałą rady miejskiej czy skargą do sądu – stare nazwy.
Takie przypadki miały miejsce w Warszawie, Łodzi, Katowicach, Olsztynie, Bydgoszczy itd. Działo się tak m.in. wtedy, gdy mimo ustawowych nakazów władze samorządowe nie zmieniły nazwy jakiejś ulicy i nową, „zdekomunizowaną” nazwę nadawał jej wojewoda. I gdy decydował np., że dana ulica będzie nazywać się ul. Lecha Kaczyńskiego, to władze samorządowe niektórych miast nie chciały się na to zgadzać i próbowały przywracać starą nazwę. Tak było chociażby w Łodzi i Bydgoszczy.
Teraz, na mocy nowych przepisów, które weszły w życie 7 stycznia i które wprowadziła nowelizacja tzw. ustawy dekomunizacyjnej (uchwalona przez Sejm 14 grudnia), władze samorządowe już nie będą mogły przywrócić starej nazwy ulicy bez zgody Instytutu Pamięci Narodowej i wojewody. Trudno zaś sobie wyobrazić, by IPN i wojewoda miały zgadzać się na przywrócenie starych, „komunistycznych” nazw.
Nowelizacja przewiduje też, że samorząd będzie mógł zaskarżyć do sądu administracyjnego zmienioną decyzją wojewody nazwę ulic tylko wtedy, gdy wykaże, że sam jej nie „zdekomunizował” z niezależnych od niego przyczyn. Tymczasem takich przypadków w zasadzie nie ma.
Nowe dekomunizacyjne przepisy, które właśnie weszły w życie, skróciły również czas – do końca marca 2018 r. – na usunięcie pomników upamiętniających komunizm lub inny ustrój totalitarny, czyli m.in. tzw. pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej.
jmk